wtorek, 28 grudnia 2010

Życie i reszka wspomnień

Moje najwcześniejsze wspomnienie dotyczące własnego wyglądu: mam ok. 10 lat i zastanawiam się, patrząc w lustro: "Ciekawe, czy jestem ładna?.." (wcześniej brałam to za oczywiste.) Jak widać, był to dla mnie problem nie tyle praktyczny, co poznawczy, którego weryfikacji w sferze praktycznej nie antycypowałam, nie mając pojęcia, na czym by mogła polegać. Dziwny był tak totalny platonizm u dziecka, ale w ogóle jako dziecko świetnie rozumiałam znaczenie słów, ich pisownię, gramatykę i etymologię; jeśli coś mnie przerażało, to milczenie. A przecież tego właśnie dnia przed lustrem rozpoczęło się całożyciowe milczenie tej postaci, którą byłam lub którą wydaje się, że byłam; wewnętrzne milczenie, bo ona nie mówi mi nic poza przekazaniem chłodnego odbicia – gorzkiej monety snów pod moim językiem.

sobota, 30 października 2010

ROSYJSKA RULETKA?

Jestem zacinającą się maszyną
powtarzającą w kółko: "Kto się śmieje ostatni?";

Jestem
opuszkami palców na twoich oczach
kiedy do--
chodzisz do pewnego
stopnia od razu
zadanego pewną
ręką
do nieba --
nalnej konkluzji:

Adapter rozkręca
atmosferę i zacięte
mechanizmy oraz miny.
Ciśnienie atmo--
sferycznie kuli się w karabinie

Maszy. Nowym.

sobota, 2 października 2010

WYCINANKA

Serce zaplątało się
w serpentynę
biegnąc tuż pod skórą
od skrzepu żylnego
do jutra

Jutro
okazało się
zwyczajnym
Judaszem
Chrystusem
Frankensteinem
Nożycorękich
gwiazd

niedziela, 12 września 2010

SZTUKMISTRZYNI

dla A.K. :)

zbliżasz się do mnie
po mili księżycowego światła
między śmiercią a smutkiem

odgarniasz
zjeżone troski
z mej dzikiej nieheblowanej twarzy

odbijasz
dalekie echo jedności
gardła i krzyku

gdy gwiazdy lśniły jak perły
a Ty je nawlekałaś na słowa z zamkniętymi oczami

(11.O9.2010)

piątek, 10 września 2010

ŻYWIOŁY


Dotknęłam dna

Twoich oczu

jak łza zbyt zła,

by ją poczuć


Sięgnęłam wzgórz

Twego ciała

jak mgła, co z mórz

solnych wstała


Znalazłam punkt

zwrotny czasu:

Twój drżący bunt

w trzewiach lasu


Zbudziłam się

w szczycie cienia –

wodospad łez

w lód skamieniał...


sobota, 4 września 2010

recenzja "Deadline"


"Deadline" oznacza ostateczny termin, np. składania prac. Katarzynie Zdanowicz-Cyganiak, autorce tak zatytułowanego tomu, z powodzeniem udaje się uchwycić "wieczność w godzinie", a mówiąc ściślej – własną (nie)obecność w naszej rozedrganej, ponowoczesnej teraźniejszości.


Czasu jest w niej dość jedynie na ekspresowe piosenki ("express songs"), dotykające w trybie błyskawicznym ostatecznych życiowych konkluzji ("spójrz linie papilarne to szyny / a obrączki oślepiają jak światła pociągu"), paradoksów ("bliskość w czasie rozstania potem już nigdy więcej") i – last but not least - "tego ciała, w którym odjeżdżasz" (a którego "dotykanie" odbywa się oczywiście nie inaczej, niż za pomocą Języka, jak w genialnym "wierszu podziemnym":


"dziś jak małe zwierzątko

schowałam się w norze

wylizuję łapki z krwi

zjadam to co rodzę

dobrze wiesz

ciemność dotyka nas wszędzie

a może my tego chcemy

to ziarno które jest we mnie

chce już wreszcie do ziemi"


Jak widać, Język ten rządzi się własną logiką i uchwycenie jej – na przekór stereotypowym przyzwyczajeniom odbiorców – skutkuje poezją najczystszej próby.


Są w "deadline" wiersze "wybrzmiewające" w pełni jedynie podczas czytania ich na głos, np. "karma":


"mam w sobie

zgniłe kocięta o niebieskich oczach

zanim mnie opuścisz

kotku

najpierw sobie popatrz"


Dobitne (nie tylko) wtedy, kiedy się autodefiniują:


"wiersze jak zakładnicy

nie wiem co z wami zrobić

wydać was w obce ręce

czy pokochać i dobić"


Z lirykami współgra rysunek na okładce: nogi i sukienka uchwycone w rozedrganym, motylim tańcu, należące do dziewczynki bez głowy. Hmm, tomik to wystarczająco niezwykły, aby stracić głowę. I , niczym struś trenujący wydobywanie jej z piasku, przedstawić na deadline, zamiast analizy i interpretacji, jeszcze jeden "syntetyczny" wniosek "wyciągnięty" z wiersza pt. "potrzask":


"(...)

i ty masz klucz

ale mnie tam nie ma"


Strona Katarzyny Zdanowicz:

recenzja dwóch wątków z "Antologii nowej poezji polskiej 1990-1999"


Gorąco polecam "Antologię nowej poezji polskiej 1990-99" (Zielona Sowa 2001), m.in. jako wstęp do twórczości dwóch ciekawych, "queerujących" poetek : Marzeny Brody oraz Ewy Sonnenberg, dodatkowo zaś – jako sprawdzian, jak się ta, niszowa tematycznie, twórczość prezentuje na tle tzw. mainstreamu (oraz rozmaitych innych nisz). Pokrzepiające, że mamy w Polsce lespoezję, chciałoby się tylko dodać: dlaczego jedynie w proporcji 2/111?


W poezji Marzeny Brody króluje liryzm oraz subtelna, oniryczna atmosfera. Autorka z powodzeniem używa efektu kontrastu – między światłem a mrokiem, milczeniem a dźwiękiem itp. – przywodzącego na myśl podobną poetykę zastosowaną w powieści „Podtrzymywanie światła” przez Jeanette Winterson. Metafory kobiety/kobiecości są u poetki tyleż urzekające (tytułowa „Smuga Światła” czy „pora księżycowa” z „Gdy usłyszę ciche twe wołanie”), co – pozbawione własnego głosu, jakby "oniemiałe" (co najpełniej wybrzmiewa w tytule wiersza: „Usłyszała Ciszę”.) Jednakże, choć głos kobiecy to u Brody – w najlepszym wypadku – „cichy głos”, można też dostrzec w jej poezji feministyczny, „subwersywny” potencjał wydobycia ukrytej siły drzemiącej w tradycyjnych obrazach kobiecej słabości, będący spektakularnym rezultatem sugestywności jej poetyckich wizji (do których da się też wszak zastosować stwierdzenie: „skrajności są sobie bliskie”.)


Dokładnie w miejscu, w którym Marzena Broda zatrzymuje się, pozostawiając interpretację w sferze (domyślnych) przewartościowań, kształtuje się ironia Ewy Sonnenberg:


„W snach trzykrotnie widziałam diabła

deszcz krwi W prezencie urodzinowym

podarował mi przyrodę Znajomość języka

roślin i zwierząt Nauczyłam się

kto naprawdę rządzi światem


Ciąg dalszy nastąpi”


Kpiarski ton jest orężem, po który poetka sięga w obronie przed „nieprzyjaznym dla użytkowniczki”, androcentrycznym światem, wymykając się zarazem jednoznacznym przyporządkowaniom – co najlepiej widać w końcowym fragmencie utworu „Tylko dla mężczyzn”:


„oddali mi wolność nie pytali o zgodę zostawiając na drogę żebro”


W świecie pewników, które pewnikami nie są, jedyna droga poza niepewność wiedzie przez cielesność:


„Zawstydzona kolejną pomyłką przesłania ciało

drugą kobietą”

(„Aktorka”)


Słowa te – nieprzypadkowo moim zdaniem (choć zapewne: nieplanowanie?) – korespondują z fragmentem wiersza ikony amerykańskiej poezji gejowskiej, Marka Doty'ego, który pisał:


„Kłuj mnie, dźgaj i wydziargaj –

– nie będę już nigdy więcej nagi”

(„Mój tatuaż”)


Tak u Doty'ego, jak i u Sonnenberg, homoseksualizm okazuje się jedynym sensownym rozwiązaniem dla podmiotu uwikłanego w – bolesną/zawstydzającą – dychotomię płci.

recenzja "Fal"

Virginia Woolf opowiada w "Falach" koleje życia grupki przyjaciół, od wczesnego dzieciństwa do późnej starości, spędzonego głównie w Wielkiej Brytanii, prawdopodobnie bliżej początku XX wieku. Autorka obywa się bez fabularnych "wypełniaczy", nie prawi też morałów. Najdonośniej rozbrzmiewają tu te rozmowy, które słyszymy, kiedy wokół zapada cisza: dialogi podświadomości z niedookreślonym Ty, które czynią nasze istnienie możliwym.

Jinny "skacze jak płomyki przebiegające między szczelinami w ziemi. Porusza się. Tańczy. Ani na chwilę nie przestaje poruszać się i tańczyć". Jest impulsywna, może odrobinę lekkomyślna... Susan jest spokojniejsza, bardziej godna zaufania, ale zarazem – tradycjonalistyczna, widząca swą przyszłość w małżeństwie. Rhoda to marzycielka żyjąca w świecie wyobraźni. Trapią ją różne niepokoje, które opisuje: "Kiedy jestem sama, często spadam w pustkę. Muszę ostrożnie stawiać stopy, żeby nie spać z krawędzi świata w nicość. Muszę uderzać ręką w jakieś twarde drzwi, żeby przywołać się z powrotem do ciała."

Równie ciekawie i różnorodnie rysują się postaci męskie: Bertrand jest – z wyboru i zamiłowania – "opowiadaczem" historii, w których sens i realność na koniec zaczyna sam wątpić. Louis romansuje z kolejnymi kobietami, czując się jednocześnie wyobcowany z powodu swojego pochodzenia. Neville, wielki esteta, zakochuje się nieszczęśliwie w przystojnym koledze z klasy, Percivalu.

Wszystkie te his-/herstorie – dzięki zastosowaniu przez pisarkę techniki strumienia świadomości – poznajemy z punktu widzenia (i odczuwania) bohaterów. To jednak nie jedyna innowacja wprowadzona przez Woolf. Znajdziemy tu także dwa odważne, jak na tamte czasy, wątki homoseksualne, do dziś aktualne w swej sugestywności. Pierwszym reprezentantem tej "opcji" jest Neville, zadurzony – jak wspominałam – w swym szkolnym koledze. Drugi natomiast "casus" przedstawię słowami samej zainteresowanej, mianowicie Rhody: "Wybieram jakąś nie znaną mi twarz po drugiej stronie sali i nie mogę pić herbaty, kiedy naprzeciw mnie siedzi ta dziewczynka, której imienia nie znam. Krztuszę się. Gwałtowność uczucia wstrząsa mną na wszystkie strony." Jest to więc homoseksualizm doświadczany w dość wczesnej młodości. Nie podejrzewam oczywiście pisarki o chęć zinfantylizowania w ten sposób kobiecego homoseksualizmu. Widzę tu raczej ciekawe odwrócenie pokutującego stereotypu, że lesbijką zostaje się w wyniku rozczarowujących wczesnych kontaktów z płcią przeciwną. I że w miłości lesbijskiej "chodzi tylko o seks".

Portretując cykle i obroty "kół losu", pisarka ucieka się do alegorii burzliwych zjawisk przyrody. Dzięki temu, perypetie bohaterów nabierają egzystencjalnej głębi. Również dlatego warto "wysłać" w kierunku tej książki energię swej wyobraźni. Powróci jak fala.

Virginia Woolf "Fale", Wydawnictwo Literackie

recenzja "Namiętności"

"Namiętność" Jeanette Winterson to powieść o dwóch, uzupełniających się nawzajem, zachodzących na siebie, ale nigdy tożsamych ze sobą żywiołach: tytułowej pasji, namiętności, niczym żagiew wyciskającej swe piętno na duszy bohaterów błądzących przez mroczne zakamarki ludzkiego losu, oraz miłości pojętej jako egzystencjalne doświadczenie, uczucie zmieniające nas samych i otwierające nasze oczy na "zwyczajne cuda" codzienności...

Akcja powieści – uważanej za najlepszą w dorobku (znanej u nas m.in. z les-hitu "Zapisane na ciele") angielskiej pisarki – rozgrywa się na przełomie XVIII i XIX wieku we Włoszech, Francji i Rosji (a przez chwilę – nawet i w Polsce). Villanelle to rudowłosa, znająca wszystkie zaułki i tajemnice Wenecji córka gondoliera. Henry jest Francuzem, nieśmiałym marzycielem, który swój los złożył w ręce uwielbianego wodza – Napoleona. Zanim się spotkają, Villanelle zdąży zakosztować homoseksualnego romansu o intensywności, pięknie, ale i ulotności chwili: czegoś, co przetapia nas jak gorąco przetapia rudę żelaza w pierścień, okowy lub... klucz (otwierający drzwi, które prowadzą w nieznane, ale też – pozwalający je za sobą zamknąć) , Henry natomiast przeżyje głębokie rozczarowanie swym idolem. Spotkanie bohaterów okaże się punktem krytycznym dla obojga. Villanelle nauczy Henry'ego miłości, znajdując w nim aż nadto pojętnego ucznia, który nie cofnie się nawet przed progiem szaleństwa; Henry zaś, dzięki swej weneckiej kochance odkryje – paradoksalnie – sens rzeczy najprostszych, takich jak zwyczajne słowa lub czyjaś obecność. Ktokolwiek z Was spragniona/-y jest takich właśnie słów – prostych, lecz – niczym wenecka maska – dających poczucie obecności tajemnicy – powinna/-inien sięgnąć po tę magiczną powieść!

Jeanette Winterson "Namiętność", wyd. Rebis

piątek, 27 sierpnia 2010

ANTY-POEZJA

Jak zostać postnowoczesną MONAR-
chinią absolutną niczym współczesne władze
Chin Ludowych? O,
nie jest lekko stać się lekko zde-
aktualizowaną lekomanką w lektyce, i to się tyczy
ogólnie wszystkich kantonów wymiany kulturalnej
jak i karteli mistycznych, nie mówiąc o
fe! ministerkach uparcie finansujących
ogólnoświatowy program walki z
Heroiną, więc gdy słyszę
o kolejnym akcie okaleczenia języka z użyciem MOR-
finki, postanawiam nie pretendować
do przewodnictwa zmiennych prądów awangardowej NO-MEN-
klatury, zwłaszcza że nawet Amazon
(ka).com kuleje a jej komputer
często gaśnie w oczach.

sobota, 14 sierpnia 2010

*****


Ostatnia taka noc

to była noc zielona:

ciepłozielony koc

i bladolica Ona --


gdyby dało się dojść

w tę noc pomiędzy nami,

dodałabym nam wiorst,

byśmy wracały snami.


Haiku


Jestem

przedwczesnym grobem wielu rzeczy

a jednak

nawet na grobie

rosną kwiaty


http://www.sociable.com.au/examples/bos/images/art/Yoko.jpg

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Mrs. Fahrenheit


Zatrzymuje się przed wystawą księgarni.

Spogląda na książki.

W y o b r a ż a  sobie, o czym mogą być.

Czy ktoś opisał tę chwilę?

Tak mocno, jak ją przeżywa, a zarazem

w takim rozproszeniu?

Jedna książka przyciąga jej uwagę

na dłużej.

To "Mały Atlas Zbrodni".

Czy zbrodnią jest przeczytać książkę

i odłożyć ją na półkę? Czy

zbrodnią jest przeczytać i zapomnieć?


(23.11.2007)



sobota, 7 sierpnia 2010

JA...


Ja

jawię

się sobie,


permanentnie zaklętą w człowieka,

przemarzniętą

na kość marionetką.


Na 

jawie

i w grobie,


czemu świat wciąż mi staje w przełyku,

powleczony

obola(łą) tabletką...?.. --


wtorek, 3 sierpnia 2010

Kto wie...


Kto wie dokąd zmierzasz Boże

kto na zawsze Cię posłucha

ten znieść ciała już nie może,

tylko ducha.  T y l k o  ducha.


(2006)


To czego pragniemy...


To czego pragniemy

nie musi skutkować czymś dobrym.

To co dla nas dobre

nie musi być efektem pragnienia. 

To czego nie pragniemy

może być skutkiem dobrego.

To co dla nas niedobre

może być przyczyną pragnienia.


(2006)

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

WSPOMNIENIE KOLEJNE


Mowiłaś o klatce, w której

tkwisz - wtedy jeszcze nie wiedziałam,

że to moja klatka

piersiowa. I że to wyżebrane żebro

zabije i mnie.


(2009)

sobota, 31 lipca 2010

TYKOT SERCA


Nie mogę zasnąć

przeszkadza mi

tykot serca

cichy tętent godzin


One biegną 

mijają galopem 

kępki ludzi zwierząt i bogów 


Nie przyjdzie brzask.

Dlaczego? -- Czas

o gałąź wiedzy się roztrzaska 


Co to za twarz?

Nie wiesz? To strach!

A ten uśmiech?

To maska


(1994)

LIST DAWNO WYSŁANY, NIGDY NIE NAPISANY

Może dlatego piszę, że przypominasz mi mnie. Ty dawna – przypominasz mi mnie obecną chociaż częściej nieobecną... teraz. Co sobie ładnego pomyślisz, jeśli powiem, że Ty dawna zakochałaś się na zabój we mnie (nie)obecnej? Że wczepiłaś się we mnie desperacko, z dziką determinacją, choć przecież we śnie? Nie odmykaj oczu. Jeśli usłyszysz w swej głowie stukanie (może to pustułka, a może kukułka?), zaklinam Cię w dziwnym, pozbawionym dźwięków języku: nie odmykaj oczu. Nie po to, żebyś śniła o mnie jak o samej sobie. Ale – abym ja pod prąd czasu weśniła się w Twoją jawę. Byś nie zauważyła w zbyt czystym, zbyt krystalicznym jego strumieniu, że odbijasz się tylko pod moimi powiekami.


MADAME INSTINCTOVNA. PORTRET

Jest jak dzikie zwierzę. Uznaje tylko umowy spisane językiem krwi. Oskalpowała mnie więc, by moją twarz zamienić w maskę (a może na odwrót: swoją maskę w twarz?) Żebyśmy już nigdy nie odbijały (się) za daleko na południe na lśniącej tafli lustra. (Pół nocy zajęło mi tłumaczenie na pozornie martwy język, dlaczego wybrała dla mnie imię Śmieszka.) Uwielbia wschód i zachód, kiedy pisklak słońca zamienia się w broczące krwią dzikie zwierzę.


JAK WYZWOLIĆ SWEGO WEWNĘTRZNEGO IDIOTĘ. PODRĘCZNIK na motywach VON TRIERA

Pamiętaj - ile razy przyjdzie Ci wybierać, bądź swoim własnym niespełnieniem. Najwygodniej jest trzymać rękę cały czas wysoko w górze (przynajmniej leżąc, ale przecież generalnie wszystko leży) - rodzaj nieprzewidzianej, pulsującej nieważkości. Wyruszaj na wersalce - Statku sennych Głupców - na poszukiwanie wewnętrznych ograniczeń; kolekcjonuj totemy druzgocących klęsk. Ile razy zacznie się w Tobie coś wznosić - pozwól mu odlecieć. A potem śmiej się, śmiej na całe gardło suchym śmiechem szaleńca, który zaraził się nieuleczalnym śmiechem...


piątek, 30 lipca 2010

impresja

Znowu gadałam od rzeczy o wyrwaniu się z szufladek. Bo się dopiero robi ciekawie, kiedy Cię inni widzą w jednej albo więcej szuflad, a Ciebie tam nie ma... Możesz podtrzymać złudzenie optyczne, ale możesz też wysunąć szufladę do przodu zuchwale jak szczękę i czekać, aż ich rozbiegane oczy zakomodują obraz samych siebie w toaletkowym, owalnym lusterku. Wnikliwe spojrzenie przykuje ich uwagę i zaczną omiatać wzrokiem swoje wnętrza, lecz choćby nie wiem jak się zapierali, nigdy nie uda im się skompresować pustki, która skupiła się po drugiej stronie lustra. Jeśli wysadzą zwierciadło, wysadzi ich szuflada, naoliwiona, pokryta miękką warstwą kurzu.


środa, 28 lipca 2010

O NIEBYCIE SŁÓW PARĘ albo KRÓTKA HISTORIA NICZEGO


Nieraz myślę, że mogłabym zniknąć w jednej chwili jak wilgoć w grubej warstwie piasku i nie tylko światu byłoby to obojętne – także ja nie zauważyłabym różnicy. Weźmy Roberta – potrafię o nim myśleć tylko wtedy, gdy go nie ma. Kiedy jest ze mną, za bardzo się boję, że zaraz odejdzie, choć zarazem wyglądam sobie z ciekawością zza pleców: czy już jesteśmy dostatecznie dalecy? Jesteśmy jak gwiazdy niekoniecznie ze względu na stopień jasności naszego układu, ale – na rosnące odległości. Energia nie tylko poprzedza materię; także ją aktualnie rozrzedza. Jesteśmy jak śladowe ilości orzechów w puszkowanej galarecie czasu; bez wątpienia możemy w niej występować, choć bardzo rzadko można nas naprawdę poczuć.  Galareta krzepnie niby trup, zawsze na tyłach, mozolnie, zastygając w woskowych kształtach wróży nam przeszłość, której nigdy nie przeżyliśmy i nie przeżyjemy ponownie w kurczącym się Wszechświecie, nogami do góry. Cokolwiek uczynione nie zostało, uczynione nie zostanie. Niebyt powraca w kolejnych wcieleniach.




16

To już 16 minut

od kiedy wiatr mnie Twe włosy

od kiedy nie trwa Twa miłość

użądlona w półśnie w talię osy

wtorek, 27 lipca 2010

PROMETHEA Z POMOCĄ MEW -- SWYCH JEDYNYCH TOWARZYSZEK -- POSTANAWIA PRZERWAĆ ŁAŃCUCH NIEPOWODZEŃ


Nie uciec z maligny,

nie wiedzieć co począć

i nigdy, nigdy, nigdy

nie móc odpocząć


Nie stoczyć się nisko

i nie wspiąć się w górę,

w dłoniach trzymać wszystko

i milczeć w krąg sznurem...


poniedziałek, 26 lipca 2010

Ostatnie pokuszenie...


Ostatnie pokuszenie

na szpilkach minut

pędziło przez istnienie

jakby miało minąć.


A jednak zawróciło

od progu przypadku

i łzę uiściło

tęsknego podatku.


sobota, 24 lipca 2010

czwartek, 22 lipca 2010

Moje usta płyną w oceanie...

Moje usta płyną w oceanie
na fali naszego uczucia,
która zbiera nasze rozedrganie
i na rafy słów nas wciąż wyrzuca.

sobota, 17 lipca 2010

W HOŁDZIE EMILY DICKINSON

 

   ***

Muzyka spowalnia bicie Serca,

ale - nigdy do końca,

bo zawsze następuje Usterka

Przenikalności Słońca.


   ***

Najtrudniejszy z Zakładów -

okłamać samą siebie.

Kto nigdy nie był w Niebie,

ten nie trafi do Namiotu Nomadów.


   ***

                           

Dziś Gwiazda Gwiazdę prowadzi do Ślubu,

ciągną treny kosmicznych warkoczy.

Dziś Gwiazda Gwiazdę nazywa: "ma Luba",

A Przyziemni? - Niechaj przymkną oczy.


Zgaśnięcie


Niepotrzebne mi książki

i forsa niepotrzebna,

chcę mieć tylko zalążki

szczerozłotego srebra.


One skrzą się w Twych oczach

gdy dostatek w nich luster,

tych łusek po przeźroczach -

moje oczy są puste.


NAWAŁNICA I SCHIZOFRENIA

Burza jej było na imię
i burza – to były jej włosy.
Wiedziałam, że – piorunem – minie,
nie – że rozszczepi nim me losy..

piątek, 16 lipca 2010

Między słowami...

Między słowami,

poza słowami

i dalej -

- aż do

esencji słów...

Co żeśmy zauważyli?

Przy czym przystanęli?

Jak przemyciliśmy

słowa

pod pretekstem milczenia?

(Ach, gdyby można było

zanurzyć się w życiodajny deszcz

słów

nie analizując

ich znaczenia...)

lubił się wskrzeszać...

lubił się wskrzeszać

kwadrans po śniadaniu

ze słomką zanurzoną w śmietance do kawy


po prostu zjeżdżał po niej jak taternik

po linie przez chmurę


potem kładł się

pod słońcem sadzonego jajka

by w pełni podziwiać

swoje odbicie w nieziemskim upale

żołądka

(O)GROM

Samotne drzewo rosło na wzgórzu pośrodku łąki. Nadeszła burza i -- ponieważ było tam zupełnie samo -- trafił w nie piorun i roztrzaskał je. Co za szczęście, że kiedy przyszła burza, drzewo stało samo! Inaczej nigdy nie położyłoby się na łące, tylko stałoby podparte przez inne drzewa -- roślina przez rośliny podtrzymywana przy życiu.

środa, 14 lipca 2010

THE SKYBRIDE'S WEATHER FORECAST

The Skybride fanned out her veil

and nothing is clear anymore

except for the sheer tears' hail

knocking on the heaven's doors

Liściaste włosy drzew

Liściaste włosy drzew

skropione złotym lakierem pożegnania

odejdą, ścięte wietrznymi nożycami

aż do następnego spotkania

słoneczną wiosenną porą


(1989)