sobota, 4 września 2010

recenzja "Fal"

Virginia Woolf opowiada w "Falach" koleje życia grupki przyjaciół, od wczesnego dzieciństwa do późnej starości, spędzonego głównie w Wielkiej Brytanii, prawdopodobnie bliżej początku XX wieku. Autorka obywa się bez fabularnych "wypełniaczy", nie prawi też morałów. Najdonośniej rozbrzmiewają tu te rozmowy, które słyszymy, kiedy wokół zapada cisza: dialogi podświadomości z niedookreślonym Ty, które czynią nasze istnienie możliwym.

Jinny "skacze jak płomyki przebiegające między szczelinami w ziemi. Porusza się. Tańczy. Ani na chwilę nie przestaje poruszać się i tańczyć". Jest impulsywna, może odrobinę lekkomyślna... Susan jest spokojniejsza, bardziej godna zaufania, ale zarazem – tradycjonalistyczna, widząca swą przyszłość w małżeństwie. Rhoda to marzycielka żyjąca w świecie wyobraźni. Trapią ją różne niepokoje, które opisuje: "Kiedy jestem sama, często spadam w pustkę. Muszę ostrożnie stawiać stopy, żeby nie spać z krawędzi świata w nicość. Muszę uderzać ręką w jakieś twarde drzwi, żeby przywołać się z powrotem do ciała."

Równie ciekawie i różnorodnie rysują się postaci męskie: Bertrand jest – z wyboru i zamiłowania – "opowiadaczem" historii, w których sens i realność na koniec zaczyna sam wątpić. Louis romansuje z kolejnymi kobietami, czując się jednocześnie wyobcowany z powodu swojego pochodzenia. Neville, wielki esteta, zakochuje się nieszczęśliwie w przystojnym koledze z klasy, Percivalu.

Wszystkie te his-/herstorie – dzięki zastosowaniu przez pisarkę techniki strumienia świadomości – poznajemy z punktu widzenia (i odczuwania) bohaterów. To jednak nie jedyna innowacja wprowadzona przez Woolf. Znajdziemy tu także dwa odważne, jak na tamte czasy, wątki homoseksualne, do dziś aktualne w swej sugestywności. Pierwszym reprezentantem tej "opcji" jest Neville, zadurzony – jak wspominałam – w swym szkolnym koledze. Drugi natomiast "casus" przedstawię słowami samej zainteresowanej, mianowicie Rhody: "Wybieram jakąś nie znaną mi twarz po drugiej stronie sali i nie mogę pić herbaty, kiedy naprzeciw mnie siedzi ta dziewczynka, której imienia nie znam. Krztuszę się. Gwałtowność uczucia wstrząsa mną na wszystkie strony." Jest to więc homoseksualizm doświadczany w dość wczesnej młodości. Nie podejrzewam oczywiście pisarki o chęć zinfantylizowania w ten sposób kobiecego homoseksualizmu. Widzę tu raczej ciekawe odwrócenie pokutującego stereotypu, że lesbijką zostaje się w wyniku rozczarowujących wczesnych kontaktów z płcią przeciwną. I że w miłości lesbijskiej "chodzi tylko o seks".

Portretując cykle i obroty "kół losu", pisarka ucieka się do alegorii burzliwych zjawisk przyrody. Dzięki temu, perypetie bohaterów nabierają egzystencjalnej głębi. Również dlatego warto "wysłać" w kierunku tej książki energię swej wyobraźni. Powróci jak fala.

Virginia Woolf "Fale", Wydawnictwo Literackie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz